Wojna na oskarżenia w Rumunii
31.07.2012 | Autor: Magdalena Mirecka | [ 0 komentarzy ] |
premier Rumunii Victor Ponta
Źródło: WikimediaCommons, autor: RobertGomulea
prezydent Rumunii Traian Basescu
Źródło: WikimediaCommons
- Wybierasz się do Rumunii?
- Zarezerwuj hotel w Rumunii
- Wynajmij samochód w Rumunii
- Podobne tematy:
- DAX: Brexit raczej zdołuje, niż wspomoże niemiecki indeks
- Rynek dóbr luksusowych w kryzysie?
- Wspólne oświadczenie przedstawicieli UE w sprawie Brexitu
- Rumunia - inne artykuły:
- Przepisy drogowe południowej Europy - co warto wiedzieć?
- Przed podróżą na Bałkany poznaj przepisy drogowe południowej Europy!
- Rumunia: zamieszanie wokół sprawy kopalni w Rosia Montana
Wzajemna niechęć prezydenta i szefa rządu to popularne zjawisko – w Rumunii przybrało jednak wręcz absurdalną postać. Zamiast wspólnie próbować podźwignąć kraj z kryzysu podburzają oni przeciwko sobie obywateli.
Basescu ma szczęście
Podobna nieufność (lub wręcz niechęć) obywateli nie omija także Traiana Basescu, który objąwszy (po raz drugi) urząd prezydenta 23 maja 2007, został 6 lipca 2012 również po raz drugi zawieszony. Podobnie jednak jak za pierwszym razem (w 2007 roku) Basescu zachował stanowisko. Oskarżony był o naruszanie praw konstytucyjnych, między innymi korzystanie z uprawnień przypisanych dla rządu, ale jego zdaniem wszystko to fałszywe oskarżenia wysnute przez przeciwników politycznych.
Chociaż procedura impeachmentu została rozpoczęta, a parlamentarzyści głosowali za odwołaniem prezydenta, to referendum z 29 lipca 2012 roku okazało się nieważne ze względu na niską frekwencję. By głosowanie było zaakceptowane, co najmniej połowa obywateli z prawami wyborczymi musiałaby oddać głos – a uczyniło to 45,92%. Była to dobra wiadomość dla Basescu, który dzięki temu został przywrócony do pełnienia funkcji prezydenta. Sondaże przedwyborcze sugerowały, że tym razem obywatele, których poparcie dla polityka znacznie zmalało, w zdecydowanej większości głosowaliby za jego odwołaniem, ale nie pójście na wybory uniemożliwiło to.
Być może jednak niska frekwencja była nie tylko rozczarowaniem elitami rządzącymi, ale znakiem poparcia dla Basescu, który przed referendum wzywał do tego obywateli. Bojkotowanie głosowania miało być oznaką sprzeciwu wobec zamachu stanu, jakim wg prezydenta była próba jego odwołania. Basescu uratował się, teraz trzeba obserwować, czy jego rywal będzie miał równie dużo szczęścia.